20.03.2013

Ten sam cel, inna perspektywa

Zielona Adrenalina upiększa Wrocław angażując mieszkańców w zazielenianie otoczenia ich domów, ale wpływać na wizerunek miasta można na wiele sposobów. Za sprawą artystów mało atrakcyjne szczytowe ściany kamienic zamieniają się w podobrazie, na którym powstają coraz to ciekawsze dzieła. Mowa o muralach.
Teraz ich lokalizację sprawdzicie dzięki mapie przygotowanej przez wrocławskie BWA w ramach pokazów OUT OF STH i Artyści Zewnętrzni. Można się z nią zapoznać pod adresem http://issuu.com/bwawroclaw/docs/mapa_oos2012. Papierowa wersja planu jest dostępna we wszystkich galeriach BWA i punktach informacji turystycznej, a wkrótce także w hostelach.
BWA Art Tour to zaproszenie do wycieczki śladami murali. Każde dzieło opatrzone zostało numerem, nazwiskiem autora i dokładnym adresem. Dodatkowo podzielono je na trzy grupy odpowiadajace kolejnym edycjom wydarzenia.
Wszystko zaczęło się na Wyspie Słodowej. To tam w 2008 roku powstały murale Blu, ZBK i Olafa Brzeskiego, które szybko stały się wizytówką tego miejsca.
Drugim takim "ogniskiem" była okolica pl. Jana Pawła II, gdzie ściany pomalował między innymi słynny M-city. Do 2008 roku centrum Wrocławia ozdobiło dziesięć murali. Między 2008 a 2010 rokiem powstało ich już dwa razy więcej – najwięcej w okolicach ul. Jedności Narodowej i ul. Nowowiejskiej, ale i na Nadodrzu i w dzienicy Czterech Wyznań. Do 2012, w różnych punktach, pojawiło się kolejnych jedenaście malunków.
http://d.naszemiasto.pl/k/r/80/e6/4d7feeea43ef5_o.jpg
Inicjatywa BWA to dobry pretekst, by przyjrzeć się streetartowi we Wrocławiu w ogóle. Jakie budzi emocje? Co wnosi?
O tym, że może być źródłem konfliktu przekonali się uczestnicy akcji Divercity. Latem 2010 roku do Wrocławia zawitali artyści z Polski, Niemiec i Stanów Zjednoczonych, by wspólnie promować dialog międzykulturowy i tolerancję. Pod jednym z murali przy ul. Barlickiego, ktoś w trakcie trwania akcji dopisał antysemickie hasło. Jeden z artystów, Lukas Pauer z Niemiec nawiązał dialog z autorami napisu – młodymi fanami Śląska Wrocław. Ostatecznie, na murze pojawił się herb tego klubu, a nastolatkowie sami zaangażowali się w akcję Divercity.
Innym przypadkiem interwencji mieszkańców (a zarazem właścicieli kamienicy) było odrzucenie propozycji plastyk miejskiej, by mural z podobizną DJ-a Davida Guetty zastąpić reprodukcją plakatu autorstwa Eugeniusza Geta Stankiewicza. Obawiali się oni, że taki obraz zachęci nocnych przechodniów do załatwiania się na ścianę. Obecnie ściana jest po prostu biała.

http://d.naszemiasto.pl/k/r/e3/f5/4fa93e649a319_o.jpg (ze zbiorów fundacji Satyrykon w Leśnicy)
W 2009 roku miał natomiast miejsce spór na linii muraliści – konserwator zabytków w związku z muralem przy ulicy Kołłątaja 31. Fundacja "Artistik" wraz z Biurem Promocji Miasta oraz Zarządu Zasobu Komunalnego zorganizowały konkurs na zagospodarowanie fragmentu ściany starej kamienicy. Już po jego rozstrzygnięciu okazało się, że zgody na jego powstanie nie wydał miejski konserwator zabytków.
Jednak częściej niż konflikty, murale wywołują pozytywne emocje i podobnie jak Zielona Adrenalina włącza w swe działania mieszkańców, ma na celu integrację mieszkańców i edukację. W marcu 2011, przy ulicy Rydgiera na wrocławskim Nadodrzu odbył się "Graffiti Live Performance" – malowanie przy muzyce miksowanej na żywo przez DJ-a. Wydarzenie połączone było z akcją informacyjną na temat rewitalizacji dzielnicy i spotkało się z dobrym przyjęciem.
Uczniom Szkoły Podstawowej nr 108 włączenie w proces tworzenia naściennego malunku pomogło zrozumieć zagadnienie recyclingu. Mural powstał w ramach warsztatów graficzno -ekologicznych zorganizowanych przez grupę 3fala i Kolektyf.com w maju 2011 roku. Ma się dobrze do dziś.
 http://www.tuwroclaw.com/pliki/duze_zdjecia/wiadomosci/mural_chrobry.jpg
Edukacja, ale i poprawa wyglądu była też celem akcji kolorowania fragmentu muru ZOO, w maju 2011 roku. Autorem i opiekunem projektu był polski rysownik komiksowy Przemysław "Trust" Truściński. Wydarzenie spotkało się z tak dużym zainteresowaniem, że 300 zestawów malarskich przygotowanych przez sponsora okazało się niewystarczającą ilością.
Niedawno – w styczniu 2013 roku – na placu Społecznym pojawiły się tzw. stencile (graffiti z szablonu) o rzadko spotykanej w przestrzeni publicznej tematyce - niepełnosprawności. Twórcami graffiti są absolwenci gdańskiej ASP Michał Linow i Bartek Skrzyński. Nowopowstałe murale przedstawiają osoby niewidzące, głuchonieme, niepełnosprawne ruchowo oraz niepełnosprawne intelektualnie. Akcja została zorganizowana z okazji rocznicy ratyfikacji Konwencji ONZ o Prawach Prawach Osób Niepełnosprawnych przez Polskę.

http://bi.gazeta.pl/im/67/fa/ca/z13302375Q,Przejscie-podziemne-na-pl--Spolecznym-we-Wroclawiu-.jpg
Relacje reklamy ze streetartem to delikatna materia. Część artystów z zasady nie bierze udziału w komercyjnych projektach. Jednak nie zawsze taka kolaboracja musi oznaczać artystyczny kompromis. Weźmy przykład Cafe Minimal z Leśnicy. Właściciel tej kawiarni zaprosił do współpracy artystów z Berlina i Wrocławia. Efektem jest mural w humorystycznym ale i mrocznym stylu przedstawiający sposoby spędzania wolnego czasu przez młodzież w małych miejscowościach.
http://www.mmwroclaw.pl/photo/1498930/malowanie+murala+w+Leśnicy
Promocję z akcją upiększania miasta połączył raper Łukasz L.U.C. Rostkowski w ramach akcji Kosmostumostów. Wrocławski trakt muralowy to część jego multimedialnego projektu–gry miejskiej, łączącego muzykę, komiks, streetart, film i występy na żywo. Obrazy Kosmostumostów ze ścian przy ul. Legnickiej (przy stacji Mikołajów) czy ul. Cieszyńskiej są uzupełnieniem "prawdziwej historii powstania Wrocławia" dołączonej do płyty L.U.C.-a.

Już wkrótce na mapie wrocławskich murali pojawi się nowy, monumentaly nabytek - "Brama do Nadodrza". Obraz autorstwa Michała Węgrzyna, studenta IV roku wroclawskiej ASP ozdobi elewację kamienicy przy ul. Łokietka. Na zwycięski projekt głos oddało 8615 internautów.

Co sądzicie o tej, i innych realizacjach? Jak, Waszym zdaniem murale wpłwają na odbiór miasta? Może macie pomysł, gdzie powinno powstać kolejne malowidło?
Magda Lachowicz
Źródła:
http://potworzbagien.blogspot.com

5.03.2013

Inspiracja - Urban Farming

Warzywa i owoce z własnej uprawy to nie tylko przywilej mieszkańców wsi i posiadaczy ogródków działkowych. Coraz większą popularność zyskuje ostatnio nowy trend - urban farming, czyli miejskie ogrodnictwo.
Pod pojęciem urban farming, czy inaczej guerilla farming, kryją się wszelkie działania związane z uprawą roślin jadalnych w mieście.

 Źródło: https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTPdVAfWuo3OQosxX5oerSr3Ix_PO98N4EKF3mCa_M7VAC9-D_x

Przyjrzyjmy się historii tego ruchu. Pierwsze miejskie uprawy istniały już w starożytnym Egipcie. Już wtedy do ich nawadniania wykorzystywano system odprowadzania wód opadowych. Podobnie postępowali Inkowie, którzy na dodatek z rozmysłem planowali lokalizację parceli uprawnych tak, by wydłużyć okres wegetacyjny roślin. W Europie koncepcja miejskich ogrodów pojawiła się po raz pierwszy w Niemczech, na początku XIX wieku, natomiast amerykańska tradycja społecznego ogrodnictwa sięga I Wojny Światowej, kiedy to tworzono tzw. Victory Gardens (mające odciążyć państwo zaangażowane w wojnę w obowiązku produkcji pożywienia).

Przykładów dobrze funkcjonującego miejskiego ogrodnictwa w historii jest wiele. Weźmy choćby Cuban Organopónicos – ogrody, których powstanie zainicjował rząd Kuby po upadku Związku Radzieckiego, by zaradzić niedoborom w dostawach jedzenia.
Współczesnym wzorem udanego urban farmingu może być Prinzessinnengärten w Berlinie

 
źródło: http://thisbigcity.net/wp-content/uploads/2012/10/Berlin-Kreuzberg_Prinzessinnengärten_1.jpeg

Imponującą skalę przyjął projekt Philadelphia Urban Farm Network, w Filadelfii USA, gdzie w uprawę zaangażowanych są setki mieszkańców miasta. 

Źródło: http://kylinuntitled.com/wp-content/uploads/2011/11/7_21_10_EagleStreetAnnie9953.jpg

Podobne przykłady znajdziemy w Paryżu, Londynie, Hong Kongu, ale też na naszym rodzinnym podwórku. Jedną z pierwszych akcji związanych z guerilla gardening, "Warzywniak", zorganizowała cztery lata temu grupa Kwiatuchi z Zielonej Góry. W Warszawie pierwszy miejski ogród powstał przy pałacu Ksawerego Konopackiego z inicjatywy aktywistki Natalii Bet. W Krakowie akcję tworzenia tymczasowych "warzywniaków" zainicjowało w 2012 roku Muzeum Sztuki Współczesnej. 

W obecnych czasach, gdy ponad połowa ludności na świecie zamieszkuje miasta, a 250 mln z nich cierpi z powodu głodu warto z tej tradycji czerpać i ją rozwijać. Zwłaszcza, że niesie ona właściwie same korzyści.
Po pierwsze – dzięki miejskim ogrodom mieszkańcu mogą, w pewnym stopniu, sami zaopatrywać się w lokalne, świeże warzywa i owoce.
Istotne jest to, że produkty nie są transportowane z odległych zakątków kraju czy nawet kontynentu, dzięki czemu ogranicza się zanieczyszczenie powietrza, czy zużycie ropy naftowej.
Novum nie stanowi też fakt, że biologicznie czynne powierzchnie lepiej radzą sobie z wodami odpadowymi, niż nawierzchnie nieprzepuszczalne.
Miejska działka to także korzyści społeczne i zdrowotne. Codziennie dbanie o wspólny ogródek pozwala nawiązać więzi z jego innymi użytkownikami i zapewnia dzienną dawkę gimnastyki, nie wspominając o psychicznym odprężeniu, jaki daje kontakt z naturą.
Wprowadzanie idei urban gardening to krok na drodze do "odzyskania" przestrzeni publicznych w mieście przez jego mieszkańców, ale i wzięcia za nie odpowiedzialności
Wreszcie – to szansa na to, że rozwój naszych miast będzie bardziej zrównoważony i zorientowany na potrzeby człowieka.

Magdalena Lachowicz