Pod pojęciem urban farming, czy inaczej guerilla farming, kryją się wszelkie działania związane z uprawą roślin jadalnych w mieście.
Przyjrzyjmy się historii tego ruchu. Pierwsze miejskie uprawy istniały już w starożytnym Egipcie. Już wtedy do ich nawadniania wykorzystywano system odprowadzania wód opadowych. Podobnie postępowali Inkowie, którzy na dodatek z rozmysłem planowali lokalizację parceli uprawnych tak, by wydłużyć okres wegetacyjny roślin. W Europie koncepcja miejskich ogrodów pojawiła się po raz pierwszy w Niemczech, na początku XIX wieku, natomiast amerykańska tradycja społecznego ogrodnictwa sięga I Wojny Światowej, kiedy to tworzono tzw. Victory Gardens (mające odciążyć państwo zaangażowane w wojnę w obowiązku produkcji pożywienia).
Przykładów dobrze funkcjonującego miejskiego ogrodnictwa w historii jest wiele. Weźmy choćby Cuban Organopónicos – ogrody, których powstanie zainicjował rząd Kuby po upadku Związku Radzieckiego, by zaradzić niedoborom w dostawach jedzenia.
Współczesnym wzorem udanego urban farmingu może być Prinzessinnengärten w Berlinie
Źródło: https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTPdVAfWuo3OQosxX5oerSr3Ix_PO98N4EKF3mCa_M7VAC9-D_x
Przyjrzyjmy się historii tego ruchu. Pierwsze miejskie uprawy istniały już w starożytnym Egipcie. Już wtedy do ich nawadniania wykorzystywano system odprowadzania wód opadowych. Podobnie postępowali Inkowie, którzy na dodatek z rozmysłem planowali lokalizację parceli uprawnych tak, by wydłużyć okres wegetacyjny roślin. W Europie koncepcja miejskich ogrodów pojawiła się po raz pierwszy w Niemczech, na początku XIX wieku, natomiast amerykańska tradycja społecznego ogrodnictwa sięga I Wojny Światowej, kiedy to tworzono tzw. Victory Gardens (mające odciążyć państwo zaangażowane w wojnę w obowiązku produkcji pożywienia).
Przykładów dobrze funkcjonującego miejskiego ogrodnictwa w historii jest wiele. Weźmy choćby Cuban Organopónicos – ogrody, których powstanie zainicjował rząd Kuby po upadku Związku Radzieckiego, by zaradzić niedoborom w dostawach jedzenia.
Współczesnym wzorem udanego urban farmingu może być Prinzessinnengärten w Berlinie
źródło: http://thisbigcity.net/wp-content/uploads/2012/10/Berlin-Kreuzberg_Prinzessinnengärten_1.jpeg
Imponującą skalę przyjął projekt Philadelphia Urban Farm Network, w Filadelfii USA, gdzie w uprawę zaangażowanych są setki mieszkańców miasta.
Źródło: http://kylinuntitled.com/wp-content/uploads/2011/11/7_21_10_EagleStreetAnnie9953.jpg
Podobne przykłady znajdziemy w Paryżu, Londynie, Hong Kongu, ale też na naszym rodzinnym podwórku. Jedną z pierwszych akcji związanych z guerilla gardening, "Warzywniak", zorganizowała cztery lata temu grupa Kwiatuchi z Zielonej Góry. W Warszawie pierwszy miejski ogród powstał przy pałacu Ksawerego Konopackiego z inicjatywy aktywistki Natalii Bet. W Krakowie akcję tworzenia tymczasowych "warzywniaków" zainicjowało w 2012 roku Muzeum Sztuki Współczesnej.
W obecnych czasach, gdy ponad połowa ludności na świecie zamieszkuje miasta, a 250 mln z nich cierpi z powodu głodu warto z tej tradycji czerpać i ją rozwijać. Zwłaszcza, że niesie ona właściwie same korzyści.
Po pierwsze – dzięki miejskim ogrodom mieszkańcu mogą, w pewnym stopniu, sami zaopatrywać się w lokalne, świeże warzywa i owoce.
Istotne jest to, że produkty nie są transportowane z odległych zakątków kraju czy nawet kontynentu, dzięki czemu ogranicza się zanieczyszczenie powietrza, czy zużycie ropy naftowej.
Novum nie stanowi też fakt, że biologicznie czynne powierzchnie lepiej radzą sobie z wodami odpadowymi, niż nawierzchnie nieprzepuszczalne.
Miejska działka to także korzyści społeczne i zdrowotne. Codziennie dbanie o wspólny ogródek pozwala nawiązać więzi z jego innymi użytkownikami i zapewnia dzienną dawkę gimnastyki, nie wspominając o psychicznym odprężeniu, jaki daje kontakt z naturą.
Wprowadzanie idei urban gardening to krok na drodze do "odzyskania" przestrzeni publicznych w mieście przez jego mieszkańców, ale i wzięcia za nie odpowiedzialności
Wreszcie – to szansa na to, że rozwój naszych miast będzie bardziej zrównoważony i zorientowany na potrzeby człowieka.
Magdalena Lachowicz
fajny pomysł, ale nasuwa mi się parę pytań: co ze złodziejami/niszczycielami upraw oraz co z zanieczyszczoną deszczówką i zanieczyszczonym powietrzem w miastach? i według jakich zasad potem te owoce i warzywa są wydawane mieszkańcom? ciekawi mnie jakie rozwiązania przyjęto. :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitam
OdpowiedzUsuńSłuszne uwagi.
Przede wszystkim, przed założeniem miejskiego ogrodu należy dokonać pomiarów czystości powietrza,wody i gleb w wybranym miejscu.
W uzdatnianiu gleby mogą pomóc mikroorganizmy, które niszczą albo transformują zanieczyszczenia w mniej szkodliwe formy w procesie bioremediacji. Dodatkowo, niedawne badania udowadniają, że niektóre gatunki grzybów są w stanie rozbijać złożone wiązania węglowodorowe (http://www.youtube.com/watch?v=XI5frPV58tY). Rozwiązaniem może być też sprowadzenie "zdrowszej" gleby albo produkcja własnej.
Z zanieczyszczeniem powietrza możemy sobie radzić poprzez odpowiednią lokalizację i strefowanie naszych miejskich upraw. Zakładajmy je jak najdalej od ruchliwych ulic (lub wysoko ponad nimi) i pamiętajmy o warstwie zieleni izolacyjnej (pasma gęstych krzewów, drzewa.)
Przed osadzaniem się metali ciężkich i przenikaniem kwaśnych deszczy chronić mogą też szklarnie albo specjalne tunele, natomiast wodę naturalnie oczyszczają algi albo tzw.
Warto też wiedzieć, które warzywa i owoce absorbują zanieczyszczenia w większym, a które w mniejszym stopniu. Np. warzywa, których częścią jadalną są liście są bardzo podatne na zanieczyszczenia (najbardziej szpinak, najmniej - sałata), natomiast orzechy, czy jagody zawierają bardzo niewiele szkodliwych związków.
System dystrybucji plonów zależy od konkretnego przypadku. W Filadelfii większość miejskich ogródków należy do osób prywatnych. Wg raportu Community Gardening in Philadelphia
2008 Harvest Report duża część ich plonów jest rozdawana ubogim przez kościół albo dawana dzieciom w ramach programów edukacyjnych nt. zdrowego żywienia. Farmerzy wymieniają się też plonami.
W Helsinkach z "miejskich pól" bez ograniczeń może korzystać każdy mieszkaniec. W San Francisco dystrybucją plonów zajmują się grupy wolontariuszy.
Kwestia ochrony takich miejsc jest złożona, jednak sądzę, że lokalna społeczność jest szczerze zaangażowana w przedsięwzięcie, wówczas miejsce jest -siłą rzeczy - dobrze strzeżone.
Dziękuję za cenne spostrzeżenia i zachęcam do dyskusji :)